QantabOman
Poranek sprawny. Nie mamy śniadania w pakiecie, ale mamy zapas zakupów. Wyjeżdżamy z parkingu punktualnie o 8:30, ale Andrzeja nie ma... Robimy kilka kółek dookoła hotelu i idzie :) Miał zator na recepcji swojego hotelu. Sprawnie wyjeżdżamy z miasta i jedziemy w kierunku Hatta. Czytałem wcześniej, że prowadzenie samochodu tutaj jest wyzwaniem, ale jest fajnie. Praktycznie każdy jedzie szybciej niż jest to dozwolone, ale nie ma szaleństwa i jest wysoka kultura. Nikt nie rozjeżdża pieszych. To przykład na to, że wysokie mandaty działają. Pod warunkiem, że są wystawiane, a tutaj są i do tego to samo przewinienie drugi raz kosztuje więcej.
Droga do przejścia granicznego prowadzi przez góry, gdzie na drodze jest sporo remontów, daje nam to opóźnienie około 30min. Na granicy formalności po stronie UAE nie zajmują sporo czasu, jedynie kolejka na kilka samochodów. Jednak po stronie Omanu musimy wysiąść kupić ubezpieczenie dla samochodu i wszystko razem pokazać w okienku. Ubezpieczenie jest dostępne na 5 lub 10dni, Budget pisał o 7 lub 30. Są spore kolejki i formalnie do Omanu udaje nam się wjechać z opóźnieniem około ponad 1h względem planu. Dalej do Muscatu odległość jest spora, ale autostrada przynajmniej 3x3 z niewielkim ruchem. Co mniej niż 1km są radary, pewnie część to tylko obudowa, ale nie wiadomo, która część.
Po większym ruchu na drodze widać, że jesteśmy już prawie w Muskacie. Z autostrady niewiele widać, ale miasto jest zupełnie inne niż Dubaj. Sułtan Kabus uważał, że wysokie budynki tutaj nie pasują i ich nie ma. Widać jednak bardzo dużo inwestycji w budowie. Tu widać nawet fotoradar:
Przyjeżdżamy w okresie żałoby po sułtanie. Na forach turystów charterowych też żałoba, bo hotele ograniczyły imprezy. Z tego powodu miałem większe obawy, niż ze strony napięć USA-Iran. Jednak Oman poradził sobie sprawnie z wyborem następcy (została nim osoba wyznaczona przez Kabusa, choć formalnie nie musiało tak się stać). Sułtan Kabus przejął władzę w Omanie siłą od swojego ojca, który nieco zbłądził. Zrobił z Omanu cywilizowany kraj, pomimo, że nie jest on bogaty w ropę jak sąsiednie Emiraty lub Katar, czy Bahrajn. Przez dekady rozbudował infrastrukturę, wprowadził powszechną edukację. Udało mi się ustawić Oman w pozycji kraju, który negocjuje i prowadzi mediacje, a unika konfrontacji. To natura Ibadytyzmu, pacyfistycznego odłamu islamu, który dominuje w Omanie a poza nim jest jeszcze chyba tylko na Zanzibarze (dawny sułtanat Omanu). Według wiki także w Libii, Tunezji i Algerii. Podobno Oman ma nawet otwarte stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Dobre relacje i z USA, i z Iranem. Czytałem o epizodzie wykupu amerykańskich szpiegów skazanych w Iranie, mogli dzięki temu wyjechać, .. ale tylko do Omanu. Wjeżdżając do Muskatu widać, że to cywilizowany kraj.
Na dziś w planie mamy tylko Matrah, przez lata główny port Omanu. To osobne miasto, ale mniejsze, wciśnięte pomiędzy naturalną zatokę i góry. Bardziej klimatyczne niż Muscat.
Jest już po 15:00 więc późno. Ciemno zaczyna się robić przed 17:00. Jestem nieco zszokowany, bo tutaj zielone przystrzyżone trawniki, zadbane chodniki, generalnie bardzo ładnie. Bardzo mocno wieje (2 dni wcześniej też mieliśmy taki wietrzny wieczór). Znowu tracimy sporo czasu na bankomat i wymianę walut. Robimy tylko spacer, widokowo jest bardzo fajnie:
Jedziemy nieco dalej, gdzie szukamy knajpki z jedzeniem. Tutaj każdy lokalny fast food nazywa się coffee shop, nie wiem dlaczego. Jedzenie jest w nich dobre i tanie, choć nie zawsze wnętrze jest zachęcające. To już kolejne miasteczko na wybrzeżu, gdzie w okolicy znajduje się pałac Sułtana:
Śpimy kilka kilometrów dalej w miasteczku Qantab z sporą plażą. Na chwilę przed zachodem słońca na plaży takie klimaty:
Mamy mieszkanko z airbnb po bardzo dobrej cenie. 2 pokoje i łazienka, a korytarzem jest wielki taras. To ten na górze zdjęcia: