Relacja z podróży
Relacja z podróży Wietnam i Kambodża

Siem ReapAngkor Wat

Rano idziemy na hotelowe śniadanie. Hotel wygląda fajnie: Na dziś mamy w planie podstawowe kolko po świątyniach Angkor Wat. Wieczorem nie mieliśmy już siły na organizowanie tego w dobrych cenach, wzięliśmy więc kierowcę z tuktukiem po stawkach hotelu (przepłacając pewnie po 5usd za dzien, ale oszczędziliśmy dzięki nie kupowaniu online wiz i biletów do Angkoru - prowizje to 6usd od osoby). Bilety do Angkoru są drogie (62usd za bilet na 3dni, 37usd za bilet na 1dzień), ale na szczęście dla dzieci do 12lat są darmowe (to był argument za, by w ogóle tu przylecieć). Ruiny na szczęście niewiele się zmieniły przez 20lat - mam nawet wrażenie, że są bardziej zadbane, jest mniej wydeptanych trawników, parkingi i sklepiki są bardziej odsunięte i ukryte. Jest niec więcej turystów, porobiono trochę drewnianych kładek i balustrad by uregulować zwiedzanie. Widać też sporo wycieczek zorganizowanych - tego 20lat temu nie było w ogóle. Co dziwne w taki sposób podróżują tu głownie hindusi i Polacy (w Wietnamie Chinczycy i... też Polacy). Zaczynamy od Angkor Wat. Obszar kompleksu jest spory, to największy zabytek religijny na świecie, jest więc trochę do przejścia. Wyjechaliśmy późno, więc jest już gorąco. Idziemy w cieniu skrajem drzew, a tam już czekają małpy. Trzeba bardzo uważać, bo zabierają z rąk i dobierają się z plecaków. Angkor Wat był pierwszą świątynia tutaj, ale w XII przebudowano go. Jest świetnie zachowany, ilość detali na rzeźbach jest niesamowita. Największa płaskorzeźba ma około 900m długości i znajduje się na niej prawie 20tys postaci. Nadal można wejść na samą górę, ale zbudowano drewniane schody. Jedziemy w stronę starożytnego miasta Angkor Thom powstałego na przełomie XII i XIII wieku. Przejeżdżamy przez południową bramę i docieramy do Bayon, świątyni znajdującej się w samym srodku dawnego miasta. Bayon znany jest z wyrzeźbionych w kamieniu twarzy znajdujących się z każdej strony każdej z kilkudziesięciu wież. Do dziś zachowało się 200 wizerunków.

Kolumbia Panama Dominikana
Kolumbia Panama Dominikana Ameryka Łacińska

CartagenaCartagena

Różnica czasu to 6h i działa na naszą korzyść. Zasypiamy przed 21:00, a wstajemy bez problemu przed 5:00. Uber działa tak sprawnie, że nie ma potrzeby by zamawiać taxi z wyprzedzeniem. W recepcji nasz ulubiony pan czeka z niespodzianką. Mamy nocleg bez śniadania, a on załatwił dla nas śniadanie na wynos. Miły gest. Na lotnisko jedziemy może 15min. Kolumbia to duży i zróżnicowany geograficznie kraj. Prawie wszędzie trzeba latać i widać to już na lotnisku. Terminal lotów lokalnych jest większy od tego międzynarodowego. Lotnisko jest zadbane i bardzo nowoczesne. Mamy tu dostępny salonik na Priority Pass, ale w pirsie D (odlatuje tu głównie Avianca), nasz lot jest z pirsu C (bardziej linie LATAM). Wydawało mi się, że to nie problem, ale okazało się, że pirsy nie są ze sobą połączone strefą tranzytową i każdy ma osobne security. Nie ma jednak dużego ruchu, więc idę nieśmiało zapytać czy wpuszczą nas na około 1h do strefy D bez karty pokładowej z odlotem z D.. nie ma żadnego problemu. Super. Salonik jest fajny, ma dobrą kawę (wszędzie tu pachnie kawą). Najlepsze są jednak kanapki które dostaliśmy od pana w recepcji hotelu. Bezproblemowo docieramy do naszego gejta w strefie C: Po starcie widać, że północne przedmieścia Bogoty są bardzo zielone i nawet daleko od miasta wyglądają bogato: Lot trwa około 1,5h. Gdy tylko wysiadamy czujemy wreszcie ciepłe i wilgotne powietrze. Niedawno musiało padać, bo wszędzie są duże kałuże. Mamy hotel przy samym lotnisku, bo kolejny lot jest wcześnie rano. Zostawiamy rzeczy i jedziemy Uberem zwiedzać. Kolumbia jest pierwszym krajem w Ameryce Południowej który uzyskał niepodległość, jednak nie bez zależności i wierności Hiszpanii. Całkowitą niezależność ogłosiła wtedy tylko Kartagena. Obchodzą w każdą rocznicę wielkie dzikie święto i prawie się na nie załapaliśmy. W Kartagenie widać turystów, widać sklepy z pamiątkami, drogie galerie z sztuką i tanie obrazy na sprzedaż na ulicy (całkiem niezłej jakości). I wcale się nie dziwię, miasto ma klimat. Zostało założone 40lat po pierwszej wyprawie Kolumba, potem rosło w siłę. Tu zwożono łupy z głębi kontynentu by zabierać je statkami do Europy. To trafiali niewolnicy z Afryki. Miasto z czasem stało się istotnym strategicznie portem. Po próbach podbicia przez anglików zbudowano fortyfikacje, miasto otoczono murami. Z czasem po kolejnych atakach (dodatkowo francuzów i piratów), mury umacniano. Część zachowała się do dziś. Pomimo, że nie są wysokie, zdecydowanie dodają miastu uroku. To ja: Ten sam kraj, a zupełnie inny klimat niż Bogota. Także kulturowy. Czuje się tu karaibską mentalność, wszyscy są uśmiechnięci i weseli. Jest fajnie, co widać na każdym kroku: Miasto sprawia wrażenie romantycznego i kolorowego. Najwięcej dzieje się w okolicy placu Bolivara i katedry: Spokojniej jest w wschodniej części starego miasta. Warto dojść aż do Las Bóvedas, długiego podcienia z sklepikami: Odwiedzamy muzeum w dawnym Pałacu Inkwizycji. Potem idziemy do dzielnicy Getsemani. Jest architektonicznie słabsza, mniej zadbana, mniej reprezentacyjna ale artystyczna i chyba bardziej rozrywkowa: Wracamy jeszcze na stare miasto by odwiedzić grób pisarza Gabriela Garcia Marqueza na dziedzińcu tutejszego Uniwersytetu. Marquez mieszkał tutaj tylko rok, ale sprowadziła się tutaj prawie cała jego rodzina, więc regularnie odwiedzał miasto. Wracał też tutaj w swoich książkach. Spacerujemy jeszcze bez jakiegoś celu: Prawie kupiliśmy obraz, ale ciężko byłoby go dostarczyć bez zniszczeń do domu (nawet po zwinięciu). Na koniec wychodzimy przed najbardziej znaną miejską bramę: Dawniej właśnie tu, w spokojnej zatłoczone, znajdował się główny port. Tu nie ma cienia, więc ludzie wychodzą dopiero gdy słońce jest nisko: Żal nam wracać do hotelu. Docieramy jeszcze ponownie do Getsemani na plac Plaza de la Trinidad, gdzie powoli rozkręca się impreza. Wracamy dopiero jak robi się ciemno

Relacja z podróży
Relacja z podróży Wodospady Wiktorii

KasaneZimbabwe-Zambia-Botswana

Zimbabwe jest najdroższym z krajów w tej okolicy. Co w sumie jest trochę dziwne, kraj jest znany z hiperinflacji w 2007 liczonej w tysiącach procent w skali roku. Wtedy ceny podwajały się co nieco ponad dzień. Zakończyło się to upadkiem lokalnej waluty i obecnie korzysta się tam z dolarów amerykańskich (oficjalnie także z juanów chińskich). Dziś można kupić jako pamiątki te stare banknoty o nominałach 10, 20, a nawet 50 miliardów dolarów Zimbabwe. Najlepiej więc nie marnować czasu na drogie noclegi po stronie Zimbabwe i od razu uciekać do Zambii. Tak też robimy. Po wyjściu z terminala bierzemy taxi (30usd nienegocjowane - bo ciężko zbić) i jedziemy na most graniczny z Zambią. Wracamy się jeszcze na chwilę do straganów z pamiątkami, by sprawdzić ceny, a potem z paszportami idziemy w stronę mostu. Stary 100letni most jest cudem techniki. Inżynierowie z Wielkiej Brytanii przyjechali, zrobili pomiary, zaprojektowali most, który potem po wykonaniu konstrukcji został przywieziony statkiem do Mozambiku, potem koleją tutaj i został na miejscu złożony. Wszystko pasowało, a cały proces zajął.. 2 lata i to chyba niecałe, Projektant obliczeń został później głównym projektantem mostu portowego w Sydney. Konstrukcja była wzmacniana i ma swoje ograniczenia. Obecnie może na nią wjechać tylko jeden samochód na raz co powoduje spore kolejki samochodów z towarami po obu stronach. Dlatego na moście dominuje ruch pieszy. Zimbabwe ma swój posterunek graniczny 1km od środka mostu na zachód, a Zambia 600m w drugą stronę. Już z mostu widać niewielki fragment wodospadu. Po drugiej stronie jest opcja skoku na bungee. Dopiero co wysiedliśmy z samochodu, a tu taka egzotyka. Nie wiem jak długo szliśmy przez ten most, ale myślę, że przynajmniej pół godziny. Po dojściu do posterunku Zambijskiego mamy jeszcze spory zapas czasu. Stoimy w kolejce przynajmniej 10min (dopiero później ktoś nam powiedział, ze nie musieliśmy w niej stać) i okazuje się, że nie przybito nam pieczątek po stronie Zimbabwe. Okazuje się, że osoba której pokazywaliśmy paszportu sprawdzała je tylko pobieżnie, a pieczątkę dostaje się w budynku obok, który po prostu minęliśmy. Pech. Wracamy te 1,5km w upale, robimy to co trzeba po stronie Zimbabwe i wkurzeni wracamy po raz trzeci mostem ponownie na stronę Zambii. Tym razem już bez kolejki wszystko idzie sprawnie. Do Zambii i Botswany nie są wymagane wizy. Decydujemy, że pomimo wszystko wchodzimy jeszcze na wodospady po stronie Zambii, wejście jest zaraz obok, a bilet to aż 20usd (nieco taniej wychodzi przy płaceniu w zambijskich kwachach). Widoki robią wrażenie. Na czas tego spaceru przestajemy czuć głód i zmęczenie. Jest super:

Relacja z podróży po Pacyfiku
Relacja z podróży po Pacyfiku Dookoła świata

Big IslandLecimy na Hawaje

Rano po śniadaniu pakujemy się, bezproblemowo oddajemy samochód i jedziemy na lotnisko. Pogoda nadal jest fatalna, więc nic nas tu nie trzyma. Główną rolą Los Angeles było przestawienie się na nowy czas. Zwiedzanie to tylko dodatek. No i wolę złą pogodę tutaj, a ładną na wyspach na pacyfiku (jeśli mógłbym wybierać). Lecimy Hawaiianem na dużą wyspę na lotnisko Kona. Hawaiian lata z terminala Tom Bradley co mnie cieszy, bo znam go tylko z przylotów. Zwiedzania mam aż nadto, bo nasz gejt jest na samym końcu pirsu satelitarnego, dalej już się nie da. By nie zajechać dzieci dajemy się namówić w podziemnym korytarzu na przejazd elektrycznym samochodzikiem. Dzieciom się podoba i pytają dlaczego wszystkie te samochodziki prowadzą kobiety. W sumie mają racją i to dobre pytanie. Po chwili namysłu odpowiadam, że żaden facet by nie zniósł tak nudnej pracy i skończyłoby się wyścigami, i pewnie regularnym rozwalaniem pojazdów (i pasażerów). Miało zabrzemieć jak żart, ale potem sobie myślałem, że to całkiem prawdopodobna koncepcja. W tym terminalu i chyba na całym lotnisku LAX nie ma żadnego salonika akceptującego Priority Pass. W terminalu satelitarnym jedynym ciekawym miejscem jest sklep Lego. Nuda. Najciekawsze jest zdjęcie chmur naklejone na szklaną elewację pirsu. Kołujące samoloty w tle widać przez te chmury tak jakby już leciały. Później doczytują, że to znana instalacja artystyczna. Po starcie w idać, że pogoda fatalna Mamy chyba najtańsze możliwe bilety, więc system sam przydzielił nam miejsca. Mi przypadło miejsce nieco dalej od dzieci więc mam okazję odpocząć. Hawaiian chyba jako jedyny w lotach Hawajskich ma jeszcze jakiś darmowy catering na pokładzie, ma też darmowy bagaż podręczny co tam już od dawna nie jest standardem. Podróż upływa miło, choć chyba przez wiatry łapiemy z pół godziny opóźnienia. Na podejściu mamy fajny widok na Maui i masyw Haleakala: Po lądowaniu obsługa samolotu przebiega błyskawicznie, bardzo szybko jesteśmy w terminalu. Jest kameralny, malutki i egzotyczny. Super. To zachodnia, czyli sucha część wyspy. Czuję wreszcie radość wdychając czyste powietrze i widząc piękne słońce i ciepłe kolory dookoła. Tu najpierw miałem rezerwację samochodu w Budget, ale zniechęcił mnie często pojawiający się w recenzjach motyw dodatkowej opłaty za pojedyńcze ziarenka piasku na wycieraczkach. Z czasem gdy samochody taniały zmieniłem rezerwację na Alamo, bo ma dobre opinie i to wypożyczalnia najbliżej terminala. Da się szybko dojść i nie trzeba czekać na shuttle. Idziemy więc przez pola zastygłej lawy i realizuje się mój scenariusz, bo dochodzimy tam przed jakimkolwiek busem z terminala. Odbieramy samochód błyskawicznie. Z kilku dostępnych suvów w oczy rzuca się jeden prawie nowy Tucson z świetnym wyposażeniem, ładną białą skórą we wnętrzach i napędem na 4 koła. Wzieliśmy go bez namysłu, a córka od razu nadała mu imię.

Relacja z podróży 2022
Relacja z podróży 2022 Jordania

Al-KarakPustynny poranek i zamki krzyżackie

Ustawiłem sobie budzik na 40min przed wschodem słońca. Zanim się ubrałem zaczynało się już rozjaśniać. Wychodząc z obozu prawie wszedłem na "pasące" się tam wielbłądy. Przestraszyły mnie. Dojście do Czerwonej Wydmy zajęło mi może 10-15min. Byłem nieco zaskoczony, że na wydmie nie było nikogo, a to przecież jeden z bardziej obleganych punktów widokowych. Słońce niby wzeszło, ale prawie go nie widać. Piach. Widzę, że gdzieś tam w oddali ludzie wyszli na wschód słońca i siedzą sobie na środku pustynii: Nie spieszę się. Wracam powoli do naszej wioski, gdzie wszyscy razem idziemy zjeść śniadanie. Później idziemy jeszcze na krótki spacer, pooglądać wielbłądy i na niską pobliską górkę, będącą rumowiskiem materiału skalnego z rosnącej nad naszym obozem skalnej potęgi. Mała górka po prawej w oddali to właśnie Czerwona Wydma z której oglądałem wschód słońca: W oddali widać Wadi Rum Village, gdzie niebawem nas odwożą i przesiadamy się do naszego samochodu. W butach ciągle pełno czerwonego piachu. Następny punkt programu to zamek krzyżacki w Shoubak, około 2h jazdy. Gdy tylko wyjeżdżamy na bardziej otwartą przestrzeń widzimy ogromną żółtą ścianę mgły. To piach unoszony przez bardzo silny wiatr. Kilkanaście kilometrów dalej mamy tumany piachu przelewające się przez drogę i widoczność jak podczas lekkiej mgły, tylko żółtej. Słońca nie widać już w ogóle, wydaje się, że mamy nad sobą ciemne chmury. Gdy wjeżdżamy na wyżyny sytuacja nieco się poprawia. Zamek Shoubak nie rzuca na kolana. Potwornie wieje i jest ponad 35C. Największe kawałki ledwo się trzymają: Widoki dookoła malowane tym samym kolorem, żółtym: Elena jest zdrowa, ale wygląda na to, że zdążyła zarazić Monikę. Pan z kasy pozwala podjechać samochodem na górę, więc reszta zostaje, a mnie po drodze atakują owce: Chwilę później psuje mi się lustrzanka. Nie działa automatyczny autofocus, to już się zdarzało, ale wystarczyło zdjęć obiektyw i założyć go ponownie. Tym razem nie mogę go nawet zdjęć, gdy w końcu się udaje to nie chce się wpiąć na miejsce. Chyba coś popsułem, świetnie. Jedziemy dalej, trasą królewską. Miały być świetne widoki przy rezerwacie Dana, ale widać tylko żółty piach. Nie narzekamy, bo i tak przez przyspieszenie pustyni zyskaliśmy jeden dzień i cieszymy się, że zwiedzaliśmy Wadi Rum przy lepszej pogodzie. Ten dzień i tak jest przeznaczony na odpoczynek, a nocleg w Al-Karak jest bardziej z przyczyn logistycznych by nie jechać zbyt długo jednego dnia. Po drodze przejeżdżamy jeszcze przez głęboki kanion, tam wieje jeszcze bardziej a temperatura dobija do 40C. W końcu dojeżdżamy, 1h przed czasem, bo nie było co zwiedzać. W Al-Karak mamy apartament, bo nie ma tu nawet średnich hoteli. Apartament ma 150m2 i taras, ale nie mamy ochoty wychodzić na zewnątrz. Robię tylko zakupy i biorę jedzenie na wynos z knajpy Haven Burger piętro niżej. Nasz apartament zajmuje prawie całe pierwsze piętro: Czuję piasek we włosach, pomimo że nie mam włosów.

Relacja z podróży 2022
Relacja z podróży 2022 Meksyk

TulumTulum - rzeczywistość instagramalna

Niestety w Mahahual w nocy zaczał padać deszcz i padał aż do rana. Zjedliśmy śniadanie i z bólem serca wyjechaliśmy do Tulum. W planie były jeszcze plaże przynajmniej do 12:00, ale prognozy pogody nie dawały nadzieii, a według tych samych prognoz w Tulum świeci słońce. Podróż to 2,5h, po drodze mam pierwszą kontrolę policji. Nikt się do niczego nei przyczepia, pokazuję dokumenty i jadziemy dalej. Do końca podróży nie mamy już śniadań w hotelach, robimy więc w Tulum zakupy (pierwsza okazja na duży tani sklep od Meridy), a później udajemy się z ciekawością do Zona Hotelara gdzie znajdują się najdroższe na Jukatanie hotele. Mijamy ogromne ilości turystów większość bardzo wystrojona, wielu na stylowych rowerkach. Droga jest dziurawa i zakorkowana, dookoła pył, wszystko brudne. Tulum to tutejsza stolica Instagrama. Są całę strony poświecone temu jak zrobić zdjęcia w najważniejszych instagramowych spotach. W tych dawmowych wystarczy odstać w kolejce, ale w innych np barach, trzeba wydać np. min 100-150usd by nie płacić za wstęp. Strach pomyśleć ile ten wstęp kosztuje ;) Ten dziki pęd za zdjęciem do instagrama niestety widać. Widać też chęć dopasowania stylu do tych zdjęć które ludzie oglądają przed wyjazdem. Efekt jest dziwny - jakby inne światy. Dobrą ilustracją były mijane dwie wystrojone panie na quadzie jadące nim 20km/h środkiem szerokiej drogi na której nikt inny nie jechał wolniej niż 60km/h. Uczciwie muszę jednak przyznać, że niektóre z hoteli w Tulum to prawie dzieła sztuki. Są drogie, ale gdybym mógł przetestować np azulik.com chętnie bym to zrobił ;) Nie miałbym ochoty już z tego hotelu wychodzić. Droga wzdłuż Zona Hotelara kończy się bramą do rezerwatu Siam Ka'an. Trzeba zapłacić za wstęp (40zł dla nas wszystkich) i wpisać się na listę. Rezerwat jest na liście Unesco, ale by cokolwiek zobaczyć trzeba wykupić wycieczkę łodzią. Już wcześniej uznaliśmy, że wybieramy w zamian Rio Celestun. Droga pozostawia wiele do życzenia. Jechałem już tutaj wieloma nieutwardzonymi drogami, ale ta wymaga najwyższej uwagi. Dziury są głębokie i wypełnione wodą. Kilka kilometrów jedziemy przez pół godziny Zatrzymujemy się przy pierwszej możliwe okazji: campingu El último Maya. Widok jest fajny, ale ludzi brak, do tego mocno wieje Robimy spacer, a później w lokalnej restauracji zamawiamy sok, za który płacimy 35zł (za szklankę !). Uciekamy tę samą drogą starając się nie urwać koła. Tulum ma bogatszą ofertę noclegową. Poza drogimi i rzeczywiście fajnymi, choć drogimi hotelami przy plażach mają sporo atrakcyjnych apartamentów. W Tulum powstała cała dzielnica apartamentowców i nie jest to najlepszy projekt, bo brakuje tam sklepów, usług, czegokolwiek. Może dlatego relacja jakości do ceny jest niezła. Zatrzymujemy się z Watal Tulum Hotel, nowej tańszej kontynuacji znanego aparthotelu Copal. Do wieczora już nie chce nam się nigdzie wychodzić: Taras wyszedł nieostro

Relacja z podróży 2020
Relacja z podróży 2020 Oman i Emiraty

QantabOman

Poranek sprawny. Nie mamy śniadania w pakiecie, ale mamy zapas zakupów. Wyjeżdżamy z parkingu punktualnie o 8:30, ale Andrzeja nie ma... Robimy kilka kółek dookoła hotelu i idzie :) Miał zator na recepcji swojego hotelu. Sprawnie wyjeżdżamy z miasta i jedziemy w kierunku Hatta. Czytałem wcześniej, że prowadzenie samochodu tutaj jest wyzwaniem, ale jest fajnie. Praktycznie każdy jedzie szybciej niż jest to dozwolone, ale nie ma szaleństwa i jest wysoka kultura. Nikt nie rozjeżdża pieszych. To przykład na to, że wysokie mandaty działają. Pod warunkiem, że są wystawiane, a tutaj są i do tego to samo przewinienie drugi raz kosztuje więcej.
Droga do przejścia granicznego prowadzi przez góry, gdzie na drodze jest sporo remontów, daje nam to opóźnienie około 30min. Na granicy formalności po stronie UAE nie zajmują sporo czasu, jedynie kolejka na kilka samochodów. Jednak po stronie Omanu musimy wysiąść kupić ubezpieczenie dla samochodu i wszystko razem pokazać w okienku. Ubezpieczenie jest dostępne na 5 lub 10dni, Budget pisał o 7 lub 30. Są spore kolejki i formalnie do Omanu udaje nam się wjechać z opóźnieniem około ponad 1h względem planu. Dalej do Muscatu odległość jest spora, ale autostrada przynajmniej 3x3 z niewielkim ruchem. Co mniej niż 1km są radary, pewnie część to tylko obudowa, ale nie wiadomo, która część.
Po większym ruchu na drodze widać, że jesteśmy już prawie w Muskacie. Z autostrady niewiele widać, ale miasto jest zupełnie inne niż Dubaj. Sułtan Kabus uważał, że wysokie budynki tutaj nie pasują i ich nie ma. Widać jednak bardzo dużo inwestycji w budowie. Tu widać nawet fotoradar:

Przyjeżdżamy w okresie żałoby po sułtanie. Na forach turystów charterowych też żałoba, bo hotele ograniczyły imprezy. Z tego powodu miałem większe obawy, niż ze strony napięć USA-Iran. Jednak Oman poradził sobie sprawnie z wyborem następcy (została nim osoba wyznaczona przez Kabusa, choć formalnie nie musiało tak się stać). Sułtan Kabus przejął władzę w Omanie siłą od swojego ojca, który nieco zbłądził. Zrobił z Omanu cywilizowany kraj, pomimo, że nie jest on bogaty w ropę jak sąsiednie Emiraty lub Katar, czy Bahrajn. Przez dekady rozbudował infrastrukturę, wprowadził powszechną edukację. Udało mi się ustawić Oman w pozycji kraju, który negocjuje i prowadzi mediacje, a unika konfrontacji. To natura Ibadytyzmu, pacyfistycznego odłamu islamu, który dominuje w Omanie a poza nim jest jeszcze chyba tylko na Zanzibarze (dawny sułtanat Omanu). Według wiki także w Libii, Tunezji i Algerii. Podobno Oman ma nawet otwarte stosunki dyplomatyczne z Izraelem. Dobre relacje i z USA, i z Iranem. Czytałem o epizodzie wykupu amerykańskich szpiegów skazanych w Iranie, mogli dzięki temu wyjechać, .. ale tylko do Omanu. Wjeżdżając do Muskatu widać, że to cywilizowany kraj.
Na dziś w planie mamy tylko Matrah, przez lata główny port Omanu. To osobne miasto, ale mniejsze, wciśnięte pomiędzy naturalną zatokę i góry. Bardziej klimatyczne niż Muscat.

Jest już po 15:00 więc późno. Ciemno zaczyna się robić przed 17:00. Jestem nieco zszokowany, bo tutaj zielone przystrzyżone trawniki, zadbane chodniki, generalnie bardzo ładnie. Bardzo mocno wieje (2 dni wcześniej też mieliśmy taki wietrzny wieczór). Znowu tracimy sporo czasu na bankomat i wymianę walut. Robimy tylko spacer, widokowo jest bardzo fajnie:






Jedziemy nieco dalej, gdzie szukamy knajpki z jedzeniem. Tutaj każdy lokalny fast food nazywa się coffee shop, nie wiem dlaczego. Jedzenie jest w nich dobre i tanie, choć nie zawsze wnętrze jest zachęcające. To już kolejne miasteczko na wybrzeżu, gdzie w okolicy znajduje się pałac Sułtana:

Śpimy kilka kilometrów dalej w miasteczku Qantab z sporą plażą. Na chwilę przed zachodem słońca na plaży takie klimaty:


Mamy mieszkanko z airbnb po bardzo dobrej cenie. 2 pokoje i łazienka, a korytarzem jest wielki taras. To ten na górze zdjęcia:

Relacja z podróży
Relacja z podróży Nowa Zelandia

New ZealandHaast Pass

Podobieństwa widoków z Europą nadal widzę, ale w Nowej Zelandii te widoki są niemal co krok i nawet przy krótkich przejazdach zmieniają się bardzo szybko i to czasem radykalnie.
Po noclegu w Queenstown, przez Wanakę i Haast Pass ruszyliśmy w stronę zachodniego wybrzeża. To kolejna górska trasa, pełna zakrętów i widokowych niespodzianek. Z Queenstown do Wanaki warto jechać krótszą, ale trudniejszą trasą: Crown Range Rd (wskazany mocniejszy samochód, przejazd kamperem może być ryzykowny). W Wanace zatrzymujemy się nad brzegiem jeziora na krótki posiłek:

Dalsza droga to już mniejsze różnice wysokości w pionie, da się jechać o wiele szybciej, ale droga ciągle jest kręta, przeciska się pomiędzy Jeziorami Wanaka i Hawea. Nigdy jeszcze nie czułem takiej frajdy z jazdy samochodem i nigdy nie miałem częściej uczucia zmarnowanych okazji do dobrych zdjęć:

Im bliżej zachodniego wybrzeża tym więcej drzew. Haast Pass przywitał nas deszczem, ale to dodało tylko dreszczyku mojemu zaangażowaniu w prowadzenie samochodu. Tutaj czas za kierownicą mija bardzo szybko:

Na wyspie południowej powszechne są wąskie mosty z jednym pasem ruchu. Ruch jest tam tak niewielki, że zwykle nie tylko nie ma tam zatorów, ale przez takie mosty mało kto przejeżdża z prędkością mniejszą niż 80km/h:

Po drodze zrobiliśmy kolejny treking szlakiem na kamienistą plażę którą według przewodnika powinny zamieszkiwać pingiwny. Pingiwnów nie było, ale i tak było warto jeszcze raz zanurzyć się w lokalny las deszczowy. To jeszcze skraj Fiordlandu, a las już wygląda nieco inaczej (przypomina mi przyrodę Parku Narodowego Great Otway w Australii):

W okolicach Fox Glacier mieliśmy przewidziany pierwszy nocleg pod namiotem. Pole namiotowe pozostawiało wiele do życzenia, nawierzchnia była błotnista. Postanowiliśmy nie tracić czasu i podjechaliśmy samochodem na parking gdzie zaczynał się szlak do czoła lodowca. Pomimo zbliżającego się zmroku uznaliśmy, że zdążymy wrócić zanim będzie ciemno. Co prawda po drodze zaczęło padać, ale dzięki temu znowu byliśmy jedynymi turystami i dzięki temu lodowiec podobał się nam jeszcze bardziej:

Padać już nie przestało i padało całą noc.

Relacja z podróży
Relacja z podróży Kapsztad

KapsztadLions Head

Wróciliśmy do “domu” około 16:00. Odpocząłem, przebrałem się, uzupełniłem płyny i to na zapas, nieco po 17:00 ruszyłem na zachód słońca na Lions Head. Musiałem wychodzić w ukryciu, bo gdyby mały zobaczył też chciałby iść i byłby problem :) Na początku szlak idzie w górę bardzo łagodnie i ma szerokość autostrady. Widoki fajne, bo słońce jest już nisko. Camps Bay wygląda kusząco:

Szlak prowadzi na szczyt spiralą, dalej widzę fajne nabrzeże Sea Point, a to zliżenie na okolice Bantry Bay:

Idąc dalej mam fajny widok (już z góry) na Signal Hill:

I centrum biznesowe miasta. Ścieżka nadal jest przyjemna:

Widać cień Lions Head:

Chwilę później robi się fajniej i ciekawiej (choć na zdjęciu wygląda to groźniej niż w rzeczywistości):

W końcu wlazłem około 19:00. Zapas wody wypiłem gdzieś około ⅔ drogi, ale tu u góry jest już chłodniej i przyjemniej. By chronić się przed słońcem ubrałem taką całkiem przyzwoitą koszulę co niektórych na szlaku wyraźnie bawi. Miałem pewne obawy czy łazić po górach wieczorem, ale na szlaku były prawie tłumy. Widziałem nawet parę z na oko rocznym dzieckiem w nosidełku. To na szczycie, na zdjęciu oczywiście nie ja:

Posiedziałem na szczycie z 20-30 minut, nie czekałem aż słońce zajdzie, bo nie chcę wracać dalej zupełnie po ciemku (choć zabrałem latarkę). Nieco niżej powinienem mieć też niezłe widoki:

Już sporo niżej Camps Bay:

Widać w oddali zbliżające się chmury, to znak zmieniającej się pogody. Szkoda, że nie widać tego na zdjęciu (a filmu nie mam), ale struktura tych chmur była bardzo dynamiczna, było widać jak dosłownie pełzają po szczytach i zanikają osuwając się po zboczach:

Jeszcze z drugiej strony widok na centrum i szybko do domu. Zdążyłem spokojnie wrócić przed zmrokiem (szkoda, mogłem posiedzieć na górze dłużej):

Ten wieczorny wypad podobał mi się bardzo !! Być może z powodu dreszczyku emocji (bo przecież jest niebezpiecznie), ale z pewnością także z powodu widoków, unikalnego światła i przejrzystego powietrza. Taką wycieczkę zdecydowanie polecam !! Da się bezpiecznie zostawić samochód przed wejściem na szlak i po 2-2,5h jest się na dole (plus czas na kąpiel).

Relacja z podróży do Indonezji
Relacja z podróży do Indonezji Indonezja

YogyakartaYogyakarta

Następnego dnia zwiedziliśmy jeszcze Kraton (średnio ciekawy) i pojechaliśmy autobusem do Borobudur:

Zwiedzanie Borobudur rozpocząłem od organizowanego przez hostel Lotus II, w którym się zatrzymaliśmy, wypadu na wschód słońca na pobliska górkę. Wyjazd około 4:30, więc trzeba było wstać wcześniej (i tak donośny głos muezzina z pobliskiego meczetu nie dawał się wyspać), ale myślę, że było warto:


Sama świątynia Borobudur to już zdecydowanie nie to, co Angkor. Turystów jest bardzo dużo, ale białych stosunkowo niewiele. Zdecydowanie warto rozpocząć zwiedzanie o 6:00 rano, a do 11:00 można się już wynudzić. Po zakupie biletu, przed wyjściem na teren świątyni, otrzymuje się gratisową kawę i herbatę oraz wypożycza się (obowiązkowo) sarong.

Dookoła widać przynajmniej dwa duże stożki wulkaniczne, a oto najniebezpieczniejszy z nich, Merapi (na kolejny dzień mamy w planie krótki treking w jego pobliżu):

Rano przy świątyni organizowane są buddyjskie medytacje, ale szczerze mówiąc nie bardzo wiem, co ten mnich robi (może transmisję online):

Jeszcze tego samego dnia mieliśmy w planie dotarcie do Kaliurangu u podnóży wulkanu Merapi. Powiedziano nam, że z Borobudur da się tam dojechać dwoma autobusami z przesiadką w miejscowości Tempel, tak by uniknąć powrotu do Yogyakarty. Pierwsza część podróży poszła bez problemu, jednak w Tempel nie było już ani dworca autobusowego, ani autobusów. Miejscowi oczywiście twierdzili, że autobusu nie ma i oferowali transport motorem lub taksówką. Ceny, które oferowali, nie były nawet wysokie, ale mieliśmy czas i uparliśmy się przy autobusie. Dopiero po około 30 minutach podszedł do mnie jakieś facet i powiedział, że autobusy są, ale nie jeżdżą często i w dodatku nieregularnie. Na szczęście, po kolejnych 15 minutach inny napotkany Jawajczyk powiedział nam, że i tak tam jedzie i chętnie nas podrzuci. Zapytany o kwestie finansowe powiedział, że mu obojętnie, ale będzie miło jak mu coś damy i mamy sami ustalić, ile chcemy. Daliśmy mu tyle, ile kosztowałby autobus, był zachwycony, a w zamian podrzucił nas pod sam hostel w Kaliurangu.
Po drodze opowiadał, że jedzie wymienić okna w jakimś domu, że jego szef ma też hostel w Yogyakarcie, no i w ogóle, że nie żyje się tam źle. Indonezyjczycy są rzeczywiście cały czas uśmiechnięci i zadowoleni z życia.
To pamiątka z tego przejazdu:

San Francisco USA
37°47'N 122°27'W
Snaefellsnes & Reykjanes Islandia
64°57'N 22°40'W
Tokyo 2024 Japonia
35°40'N 139°47'E
Canaima Wenezuela
5°27'N 61°57'W
Macedonia Macedonia
41°26'N 21°22'E
Livingstone Zambia
16°55'S 25°23'E
Lyon Annecy Chamonix Francja
45°44'N 4°48'E
Liechtenstein Liechtenstein
47°4'N 9°36'E
North Island New Zealand
37°39'S 175°45'E
Rzym Włochy
41°53'N 12°30'E
Berlin Niemcy
52°31'N 13°24'E
Vientian Laos
17°56'N 102°38'E
Maskat Oman
23°37'N 58°36'E
Angkor 2025 Kambodża
13°35'N 104°30'E
Al-Hadżar Oman
23°25'N 56°59'E
Petra i Wadi Rum Jordania
29°24'N 35°34'E
Atacama region Boliwia
22°29'S 67°42'W
Kapsztad RPA
33°59'S 18°27'E
Seul Korea
37°33'N 126°59'E
Zanzibar Tanzania
5°51'S 39°21'E
Blue Mountains Australia
33°42'S 150°16'E
Shanghai Chiny
31°13'N 121°28'E
Dubaj ZEA
25°24'N 55°26'E
Tokyo Kanto Japonia
36°17'N 138°48'E
Lombardia Włochy
45°43'N 9°25'E
Ateny Grecja
37°58'N 23°44'E
Jawa Indonezja
7°16'S 109°41'E
Amman & Północ Jordania
31°55'N 36°48'E
Vik & Katla Islandia
63°29'N 18°59'W
Tikal Gwatemala
17°18'N 89°33'W
Asuan Egipt
23°55'N 32°50'E
Los Angeles USA
33°56'N 118°19'W
Antigua Gwatemala
14°34'N 90°44'W
Miami USA
25°50'N 80°14'W
Manila Filipiny
14°36'N 120°59'E
Monaco Monaco
43°44'N 7°25'E
London 2009 Wielka Brytania
51°31'N 0°7'W
Wodospady Wiktorii Zimbabwe
18°17'S 26°3'E
Palawan Filipiny
9°55'N 118°44'E
Kansai region 2015 Japonia
34°44'N 135°17'E
Titicaca region Peru
15°18'S 70°8'W
Kambodża Kambodża
11°12'N 104°37'E
Bled Ljubliana Słowenia
46°7'N 15°3'E
Baku Azerbejdżan
40°16'N 48°28'E
HongKong 2014 Hong Kong
22°27'N 114°20'E
Kauai USA - Hawaje
22°5'N 159°31'W
Gibraltar Gibraltar
36°7'N 5°21'W
Sycylia Włochy
37°57'N 14°53'E
Delhi Indie
28°52'N 77°12'E
Izrael Izrael
31°45'N 34°44'E
Dalmacja Chorwacja
43°31'N 16°11'E
Guam Guam - US
13°15'N 144°43'E
Panama Panama
9°2'N 79°32'W
Chobe NP Botswana
18°45'S 24°22'E
Nord Thailand Tajlandia
19°30'N 99°11'E
Ciudad Bolivar Henri Pittier Wenezuela
10°28'N 67°19'W
Phuket region Tajlandia
7°45'N 98°47'E
Hanoi i Ninh Binh Wietnam
21°4'N 105°51'E
Hamburg Rostok Niemcy
53°32'N 9°59'E
Genua Włochy
44°24'N 8°56'E
Bogota Kolumbia
4°36'N 74°6'W
Pomorze Polska
54°21'N 18°39'E
Mostar Bosnia and Herzegovina
43°57'N 17°52'E
Sri Lanka Sri Lanka
7°9'N 80°40'E
Bangkok 2014 Tajlandia
13°45'N 100°30'E
Stambuł Turcja
41°1'N 28°59'E
Praga Morawy Czechy
49°53'N 14°43'E
Piedmont-Aosta Włochy
45°22'N 7°35'E
Fiordland New Zealand
45°17'S 167°36'E
Andaluzja-Grenada,Malaga Hiszpania
37°46'N 4°6'W
Styria Salzburg Tyrol Austria
47°17'N 13°1'E
Sydney Australia
33°51'S 151°13'E
Montreal Kanada
45°30'N 73°35'W
Macau Macau
22°7'N 113°33'E
Valencia Alicante Hiszpania
38°49'N 0°14'W
Tunis & Kartagina Tunezja
36°48'N 10°10'E
Okinawa Japonia
26°15'N 127°46'E
Porto Portugalia
41°9'N 8°37'W
Singapore 2013 Singapur
1°17'N 103°51'E
Jaipur Indie
26°52'N 75°44'E
Południowe Niemcy
48°51'N 10°10'E
Takamatsu Shikoku Japonia
33°31'N 133°23'E
Guyenne Francja
44°55'N 0°5'W
Irlandia Część wschodnia
52°43'N 7°56'W
Lotaryngia Francja
48°32'N 5°35'E
Dubrownik Chorwacja
42°40'N 18°4'E
Alzacja Francja
48°16'N 6°59'E
Angkor Kambodża
13°20'N 103°37'E
Plovdiv Bułgaria
42°7'N 24°55'E
Neapol & Amalfi Włochy
40°46'N 14°29'E
Madera Portugalia
32°43'N 17°3'W
Andaluzja-Sevilla Hiszpania
37°47'N 5°56'W
Uluru Australia
25°21'S 131°2'E
Luang Prabang Laos
19°55'N 102°9'E
London 2018 Wielka Brytania
51°31'N 0°7'W
Saipan Saipan US
15°16'N 145°48'E
Kopenhaga Odense Billund Dania
56°17'N 10°45'E
Cameroon Cameroon
3°57'N 12°40'E
Bejrut Tyr Liban
33°17'N 35°25'E
Taipei Tajwan
25°2'N 121°32'E
Jezioro Bodeńskie Szwajcaria
47°40'N 9°17'E
Istria Chorwacja
44°53'N 13°58'E
Mexico City Meksyk
19°35'N 99°4'W
Bilbao Hiszpania
43°17'N 2°55'W
Hoi An i Hue Wietnam
15°41'N 108°0'E
Doha Qatar
25°17'N 51°27'E
Tallin Estonia
59°22'N 24°42'E
Great Ocean Road Australia
38°37'S 143°1'E
Arequipa region Peru
16°15'S 72°13'W
Fukuoka Kyushu Japonia
33°19'N 130°26'E
Kartagena Kolumbia
10°22'N 75°27'W
Garden Route RPA
33°56'S 23°34'E
Burgas Bułgaria
42°35'N 27°22'E
Lima region Peru
12°3'S 76°59'W
Oahu USA - Hawaje
21°20'N 157°49'W
AbuDhabi ZEA
24°28'N 54°20'E
Lizbona Portugalia
38°43'N 9°8'W
Agra Indie
27°8'N 78°4'E
Bergen Norwegia
60°23'N 5°20'E
Ko Chang Tajlandia
12°5'N 102°18'E
Florida Keys USA
24°33'N 81°48'W
Wahiba Sands Oman
21°57'N 58°44'E
Jukatan Quintana Roo Meksyk
20°37'N 87°5'W
Malta Malta
35°53'N 14°27'E
Kuala Lumpur Malezja
3°9'N 101°42'E
Kansai region 2012 Japonia
34°51'N 135°59'E
Kair Egipt
29°59'N 31°14'E
Dominicana Dominikana
18°37'N 69°50'W
Maui USA - Hawaje
20°44'N 156°17'W
Czarnogóra Czarnogóra
42°43'N 19°27'E
Genewa Montreux Sion Szwajcaria
46°21'N 6°52'E
Trypolis Baalbek Liban
34°27'N 36°15'E
Langwedocja Francja
43°39'N 2°12'E
Melbourne Australia
37°49'S 144°58'E
New York USA
40°46'N 73°59'W
Albania Albania
40°44'N 20°12'E
Andora Andorra
42°30'N 1°32'E
Prowansja Francja
43°38'N 5°33'E
Irlandia Północna Wielka Brytania
54°41'N 6°13'W
Bali Indonezja
8°28'S 115°18'E
Peloponez Grecja
37°27'N 22°14'E
Holandia Holandia
51°54'N 5°16'E
Parki Narodowe Tanzania
3°8'S 35°33'E
Luksemburg Luksemburg
49°42'N 6°6'E
La Paz region Boliwia
16°30'S 68°4'W
Big Island USA - Hawaje
19°15'N 155°29'W
Warszawa Polska
52°14'N 21°3'E
Cuzco region Peru
13°10'S 72°32'W
Essex Wielka Brytania
51°38'N 0°21'E
Barcelona Hiszpania
41°24'N 2°12'E
Madrid Hiszpania
40°25'N 3°42'W
Astana Kazachstan
51°10'N 71°26'E
Luksor Egipt
25°54'N 32°44'E
Kraków Polska
50°3'N 19°57'E
Karaganda Kazachstan
49°47'N 73°8'E
Sao Miguel Azory
37°48'N 25°41'W
Stockholm Szwecja
59°20'N 18°4'E
Helsinki Finlandia
60°15'N 24°56'E
South Island New Zealand
42°10'S 172°24'E
Zurych Lucerna Szwajcaria
46°34'N 7°46'E
Alice Springs Australia
23°41'S 133°53'E
Jukatan Merida Campeche Meksyk
20°55'N 89°52'W
Chugoku region Japonia
34°53'N 132°55'E
Bangkok 2005 Tajlandia
13°45'N 100°30'E
Ryga Lotwa
56°57'N 24°7'E